Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak
532
BLOG

Partia jednego sezonu

Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak Polityka Obserwuj notkę 12

Ruch Kukiza, nieposiadający jeszcze nazwy, ani struktur, stał się błyskawicznie drugą (a przez krótką chwilę pierwszą) siłą polityczną kraju, po czym równie szybko roztrwonił znaczną część poparcia, zjeżdżając na trzecie miejsce z perspektywą dalszego spadku. Tak przynajmniej wynika z sondaży, które w Polsce są mało wiarygodne, ale pokazują w przybliżeniu ogólne trendy. W szczegółach są jednak oderwane od rzeczywistości, o czym świadczy choćby fakt, że dawały nieistniejącemu ugrupowaniu 29% poparcia. Nawet gdyby była to prawda, to wynik ten był niemożliwy do utrzymania, nigdy bowiem nie zdarzyło się, by jakakolwiek partia zanotowała w wyborach parlamentarnych lepszy wynik niż jej lider w wyborach prezydenckich (wyjątkiem jest PSL, ale to w ogóle specyficzne ugrupowanie). Co więcej, struktura elektoratu Kukiza z wyborów prezydeckich przesądziła o tym, że musiał on stracić jakąś część wyborców.


Na Kukiza głosują ci, którzy mają serdecznie dosyć rządów Platformy Obywatelskiej, jednak z różnych względów nie chcą głosować na PiS. Słowa "z różnych względów" są tutaj kluczowe, ponieważ wyborców rozumujących takimi kategoriami, możemy podzielić na dwie grupy, w zależności od przyświecającej im motywacji.


Pierwsza grupa to wyborcy Platformy, którzy są rozczarowani popieraną przez siebie partią wystarczająco, by pokazać jej wreszcie czerwoną kartkę, ale wciąż nie tak bardzo, by przełamać swój lęk przed Kaczyńskim i PiS-em. Można powiedzieć, że są to "wyborcy środka", lokujący się między dwiema głównymi partiami. Rok temu pisałem, że mityczny "elektorat umiarkowany" nie istnieje, że "centryzm" "wyborców środka" polega na tym, że popyskują oni partyjnym liderom i zadeklarują, że już nigdy ich nie poprą, tylko po to, by przed wyborami karnie zagłosować na swoje partie, w obawie, że jeśli tego nie zrobią, to wygrają "oni". Wtedy ta diagnoza była słuszna, o jej trafności świadczyły losy PJN-u i Polski Razem, czyli ugrupowań lokujących się pomiędzy PO i PiS. W ciągu tego roku sytuacja się jednak zmieniła. Afera taśmowa, ucieczka Tuska do Brukseli i nieustanne kompromitacje jego następców - prezydenta Komorowskiego i premier Kopacz - sprawiły, że jeden ze zwalczających się wzajemnie obozów zaczął się kruszyć. Platforma stała się partią obciachu, którą wstyd popierać i w której nawet lemingom coraz trudniej dostrzec choćby "mniejsze zło". Z drugiej strony lata straszenia PiS-em zrobiły swoje. W tej sytuacji pojawiła się pierwsza od wielu lat realna szansa dla "trzeciej siły" i tę szansę wykorzystał Kukiz, który przystąpił do tworzenia swojej partii (czy tam "ruchu obywatelskiego" jeśli woli, żadna różnica) w idealnym dla siebie momencie.


Druga grupa wyborców głoszących, że "PiS, PO - jedno zło", to narodowcy, zwolennicy kolejnych partii Korwin-Mikkego oraz ci spośród "kolibrów", którzy ekscentrycznego lidera swojego środowiska (nb. samemu niebędącego ani konserwatystą, ani liberałem) nie lubią i którzy uważają go za szkodnika. Ci ludzie nie lokują się pomiędzy PO i PiS, ale - przynajmniej we własnym mniemaniu - na prawo od partii Kaczyńskiego. Stąd na dłuższą metę trudno byłoby utrzymać ich w jednym obozie z rozczarowanymi platformersami. Prędzej czy później trzeba by było którąś grupę poświęcić, pytanie tylko - którą. Zawiedzeni wyborcy PO są dużą grupą, bez poparcia której Kukiz nie mógłby liczyć na powtórzenie czy choćby na zbliżenie się do swojego wyniku z wyborów prezydenckich. Z drugiej strony narodowcy i prawicowi liberałowie, choć znacznie mniej liczni niż "wyborcy środka", są znacznie lepiej zorganizowani i bardziej aktywni politycznie, bardziej skłonni do udzielania się w internecie oraz na wszelkich wiecach i manifestacjach, do poświęcania się przy zbieraniu podpisów i przy budowie struktur, co w kampanii wyborczej jest trudne do przecenienia. Tym niemniej od początku było jasne, że obu tych grup nie da się utrzymać. Było to możliwe w wyborach prezydenckich, które są konkursem osobowości, ale nie w parlamentarnych, w których trzeba ogłosić jakiś, choćby ogólnikowy, program, przedstawić jakiś pomysł na państwo.


Kukiz miał do wyboru albo zaprezentować się jako umiarkowany PiS, tudzież uczciwa wersja PO, albo jako wódz antysystemowców, dążący do obalenia republiki okrągłego stołu. Wybrał tę drugą opcję, ale jednocześnie skłócił się z innymi liderami środowisk "antysystemowych", a co więcej zraził do siebie wielu "antysystemowców" ogłaszając, że nie ma programu i jest z tego dumny. Wyborcom "antysystemowym" można zaś wiele zarzucić, ale trzeba im oddać, że są z reguły ideowi i przywiązują dużą wagę do kwestii programowych. Kukiz zaś postanowił programu nie mieć, ograniczając się do głoszenia zbawczej mocy JOW-ów. To niepoważne, bo nawet zwolennicy większościowej ordynacji wyborczej, poza garstką fanatyków, nie uważają, by jej wprowadzenie w życie w cudowny sposób rozwiązało wszystkie problemy Polski, ani by w krótkim czasie zmieniło nie do poznania polską scenę polityczną. Kukiz natomiast wydaje się głosić podobną opinię, innych poglądów zaś nie posiada, przynajmniej nie na stałe, bo co chwilę mówi co innego, zaprzeczając swoim wcześniejszym wypowiedziom. Robi to, by przyciągnąć do siebie wyborców z obu skrzydeł, zarówno tych, dla których PiS jest zbyt radykalny, jak i tych, dla których jest zbyt umiarkowany. W praktyce zraża do siebie jednych i drugich. Pierwsi zaczynają traktować go jak groźnego "oszołoma" i albo wracają do Platformy, albo przełamują się i decydują się poprzeć PiS - przychodzi im to tym łatwiej, że już raz to uczynili, głosując na Andrzeja Dudę w drugiej turze wyborów prezydenckich i że dzisiaj PiS, organizujący wielką konwencję programową z udziałem licznych naukowców i ekspertów z różnych dziedzin, prezentuje się na tle zmiennego i unikającego konkretów Kukiza jako ugrupowanie stateczne i niosące nadzieję na stabilne rządy. Drudzy natomiast uznają muzyka za populistę i fałszywego "antysystemowca", który zamiast "zlikwidować koryto" chce jedynie ustawić przy nim inne "świnie".


Krótko mówiąc: Kukiz tak bardzo chciał mieć wszystko, że może zostać z niczym. Chyba, że przestanie gwiazdorzyć i zacznie zachowywać się jak polityk. W przeciwnym razie pozostanie szefem partii jednego sezonu. O ile jakaś partia w ogóle będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka